Wyprawa w mrok w poszukiwania światła

 

Kiedy wkraczam w najgłębszy mrok i dalej już iść nie mogę – odwracam się i zerkam ku światłu. Droga powrotna wyznaczona jest jego świetlistym pasmem. Droga w mrok to naturalna z cyklem zimy ścieżka. Nie chodzi jednak o to by mrok nas pożarł, pochłonął. Bardziej by rozpoznać w nim zatrzymane obrazy z przeszłości. By nasze światło -ego – twarz jaką światu pokazujemy zaczęło powoli przygasać. Wtedy to droga w dół przypomina opadanie kolejnych masek. Następuje przemiana tożsamości.  Przypomnienie sobie tej siebie – która pod wszystkimi warstwami się skryła. Proces bolesny, budzący wiele lęków, potrzeby kontroli i zawrócenia. Jednocześnie proces uzdrawiający, przywracający do siebie i do swoich zasobów. Przypomina odrodzenie. Jak w grudniu stare słońce umiera – rodzi się nowe. Tak i w nas jeśli na to pozwolimy owa przemiana się zadzieje. Stare ja. Czy też to ja z którym się utożsamiamy umiera. Przedziera się nowe światło. Nasze wewnętrzne słońce. Wtedy to wracamy z tej otchłani odmienione, odrodzone i w kontakcie ze sobą. 

Pytanie czy wracamy z końca drogi – i oświetla ją teraz nasze wewnętrzne słońce i ono wyznacza ścieżkę? Czy też po krótkim pobycie wystraszamy się tego, co mrok oferuje i wracamy drogą światła jakie poza mrokiem świeci i nęci obiecując spokój i komfort. Ale jest to nie nasze wewnętrzne światło. To światło jakie oferuje nam świat. Nie my nim świecimy, ono świeci a my próbujemy w nim zaistnieć.

Ten wybór kojarzy mi się z świętą Łucją – wykuła sobie ona oczy – przestała widzieć zewnętrzne światło, wybierając w ten sposób widzenie tego wewnętrznego blasku. Znana była ze swoich wizjonerskich zdolności.

Dziś nie takich wyrzeczeń nam potrzeba. Jednak grudzień, wraz z czasem umierania słońca zaprasza nas do procesu skierowania do środka. Poczucia bardziej swojego potencjału, niż nakierowania ku temu, na co chcę zasłużyć – czy też się wykazać.  Zaufania w swoją mądrość wewnętrzną, czy też intuicję, zamiast pytania innych. Stawania za sobą bardziej niż za rolą nam narzuconą z zewnątrz.

Czym dla nas jest ta grudniowa wyprawa? Jakie maski czas zdjąć? Od czego odchodzimy. Kim się wtedy stajemy? Jaki blask gaśnie i czas go pożegnać. Jakie nowe światło się w nas rodzi? Z czym wchodzimy w mrok, jakie wychodzimy?

Czy wybieramy się na ten spacer i decydujemy przejść ścieżkę do końca?