Ród, kolejne pokolenia czasem płyną jak rzeka, niosą nas swoim korytem. Prowadzą przez siebie obraną drogą. Czasem jest ona inna, niż nasze osobiste szlaki. Jeśli dodamy do tego elementy metaforycznie zawarte w tej wodzie, takie jak: przekonania, tabu, zakazy, system wartości, to uzyskamy mniej więcej obraz tego, co nas otacza, czy to widzimy czy nie. Są to zarówno elementy znane, określane jasno w rodzie. Są też i takie, które nienazwane, nieświadome nadal funkcjonują.
Mogą one być już przestarzałe, nieaktualne do aktualnej sytuacji. Kiedyś jednak żywe, bardzo wspierały dalsze wędrowanie rodu. Teraz już mechanicznie odtwarzane – bez świadomości po co. Bez kontaktu ze źródłową sytuacją. Takie szyny mocno blokują rozwój rodu jak i poszczególnych jednostek z których się składa. Przykładami takich szyn mogą być przekonania o tym, co przystoi a co nie kobiecie. „Wpędzasz się w kłopoty takim wyglądem”, „Po co ci te całe studia?”, „Kobieta musi mieć męża”, „Nie dasz rady, kobiety tego nie robią, tak się nie zachowują”. Przekonania te mogą dotyczyć też relacji „Mężczyźni są słabi”, „Wszystko muszę w tym małżeństwie robić sama”, „Musze dać radę sam”. Mogą też dotyczyć pieniędzy, posiadania, jak i również misji, czy też spełnienia swojego potencjału.
Czasem w ramach realizacji osobistego potencjału robimy coś, co jest sprzeczne z systemem przekonań, czy też wartości rodu. Nawet jeśli obiektywnie oceniając – nasza zajęcie nie jest pejoratywne. Bywa poprzez otoczenie odbierane pozytywnie. Może nawet widać już, że jest potrzebne. Ważne. Pomimo to jeśli nie pasuje do schematu rodowego – nie cieszy nas. Pojawia się najpierw niepokój. Potem smutek. Konflikt wewnętrzny kiełkuje. Nie jesteśmy w stanie podążyć za swoim celem, ani odpuścić. Wykonujemy wokół tego celu wiele zadań, ale nie te które popchnęły by sprawę do przodu. Czasem sabotujemy swoje sukcesy. A czasem rezygnujemy chwilę przed sukcesem. Skuszeni na moment innym krótkotrwałym celem.
Bywa i tak że dla świętego spokoju to robimy Efekt jest jeden odpuszczamy. Rezygnując z siebie. Swojego potencjału na rzecz przynależności rodowej.
Inna droga wiedzie poprzez bunt, próbę walki o swoje. Porzucenie rodu. Zrobię to po swojemu! Jakiś czas nawet wychodzi. Po jakimś czasie może pojawić się blok i nijak dalej ruszyć ten projekt. Czasem z kolei obsuwamy się niezauważenie w schemat rodu i choć wielokrotnie wygłaszaliśmy zdania w stylu nigdy nie będę jak moja matka, nagle nadchodzi ten dzień gdy truchlejemy słysząc jak wymawiamy jej kwestie jej głosem. Historie niedomknięte należycie lubią bowiem się odtwarzać.
Wracając na szlak wcześniejszy. Porzucam moje na rzecz bycia w rodzie. Moje talenty, realizacje, plany, przekonania, sposób bycia, życia. Jest w tym taka chwila spokoju. Jakiś czas ukojenia. Aż obudzi się znów nasza natura. I świat ze schematu rodowego będzie dla nas za mały. Owszem daje wytchnienie, ale nie do końca daje poczucie że tu pasujemy. Że to nasze miejsce. Dusza tęskni d spełnienia. Wraca wcześniej odczuwany konflikt. Fale emocji burzą nasze relacje rodzinne. Kłótnie pojawiają się o nieistotne sprawy.
Nie mogę się odnaleźć w systemie rodziny, ani pozwolić sobie z niego odejść. Odważyć się przekroczyć próg rodowych ograniczeń. Pozostanie nie oznacza, że tu jestem. Bardziej przypomina oscylowanie na granicy pomiędzy oboma światami, bez zanurzania w żaden. Na poziomie rodzinnym oznacza to iż nie sięgam po swoje marzenia – bo są źle ocenianie przez ród. Ale też nie realizuje oczekiwań rodowych. Nie porywa mnie już żaden nurt ani osobisty ani rodzinna rzeka. Po prostu tkwię na jej brzegu. Tak gasną wielkie talenty, którym nie dane było iść własną drogą. Rodzina spodziewa się wiele po tym potencjale, ale wyznaczając mu drogę sprawia, że potencjał zastyga. Złote dziecko rodziny nie rozwija się, nie kończy wymarzonych przez wszystkich w domu studiów. Nie daje rady. Nie pokaże wszystkim co ono może. Wielkie plany kończą się niczym.
Oddając się rodowi tracimy siebie. To zbyt wielka cena. Nie starcza już sił by iść dalej. Zanurzać się w życie. Pozostaje pustka i rwanie z boku nurtu. Albo wieczny bunt i robienie w kontrze. Nijak nas nie cieszące.
Taki pat na szczęście nie musi się zadziewać. Warto odkryć te blokujące przekonania. Powielane niezrealizowane losy. Albo losy tych, którzy próbowali i tragicznie kończyli. Warto wnieść do świadomości system wartości rodziny. Zauważyć szczerze – jakie wartości się obstawia za fasadą etycznych zasad. A może czujesz, że to już ten moment kiedy rzeka rodu skręca, a tobie już nie po drodze. Albo kiedy wykonujesz wiele mini działań, by nie zrobić ostatecznego kroku. Czujesz, że linka cię puszcza na krok a potem cofa? Wyłapujesz ten moment to już dużo. Wnosisz świadomość. Zacznij zauważać co i przeciw czemu cię zatrzymuje? Patrzeć wstecz ze zrozumieniem, empatią i współczuciem – a nie buntem, to pierwszy krok, by ta droga mogła się wydarzyć.